niedziela, 12 października 2014

Rozdział 9


Zmywanie grubej warstwy make-upu wcale nie zajmowało tak wiele czasu. Przynajmniej nie więcej niż po 7 minut na każdego.

Scott i James trzymali na twarzach fluidowe maski najdłużej – zabawnym dla nich było czasem patrząc razem w lustro i widzieć dwie zupełnie różne osoby. Choć nigdy nie byliby w stanie zaprzeczyć, że fakt posiadania brata bliźniaka jest jedną z najlepszych rzeczy, jaka ich spotkała. Zawsze mogli być „w dwóch miejscach naraz” i nawet gdy żona zobaczyłaby swojego męża z inną – czyż nie mógłby po prostu skłamać, że jest tym drugim? Ale do posiadania żony im obu było jeszcze bardzo daleko, więc wykorzystywali to na zupełnie innych płaszczyznach.

Na przykład w trójkątach. Nazywali to „tt” (twins telephaty) i była to chyba ich ulubiona zabawa. Wracając do trójkątów – chłopaki posiadali zupełnie odmienny styl co do zewnętrza jak i też co do wnętrza swojej 'ofiary', tak więc nie było to najłatwiejsze znaleźć taką osobę (kobietę lub mężczyznę), która byłaby w stanie zadowolić ich obu. A tak rozdzielając się zawsze mogli to poczuć, ten taki dziwny impuls, dziwny instynkt, który zdążyli sobie nazwać. Bez tego szło by im o połowę dłużej, bo gdyby się rozdzielili to potem musieliby się wzajemnie szukać tylko po to, by ten drugi stwierdził, że jednak jest na nie to co? Czas, czas, czas.

Ale makijaż w końcu zniknął z ich pięknych twarzyczek, które z każdą sekundą stawały się coraz bardziej do siebie podobne, a po ich chwilowej inności pozostały już tylko brudne waciki.

W pokoju w tym czasie grała tylko cicha muzyka, niezakłócana żadnym ludzkim głosem. Bardziej dlatego, że żadne z nich nie chciało nic mówić, przynajmniej do rana. Wiedzieli, że muszą się z obecną sytuacją przespać, pomyśleć na spokojnie i dopiero wtedy będą mogli zacząć robić coś w którymkolwiek kierunku.


***


-Dlaczego zawsze ja?

Matt syknął pod nosem z wielkim wyrzutem pakując się do samochodu. Usiadł za kierownicą i czekał aż ciemnowłosa dziewczyna zajmie miejsce obok.

-Bo nie umiesz losować durnych pałeczek. - uśmiechnęła się leciutko.

-Tak samo jak Ty!

-Ale ja nie narzekam. No już, ruszaj tym autem. I tak trafiła nam się łatwa robota, spędzimy tam najwyżej 15 minut i będziemy mogli wrócić.

-Nawet dojazd potrwa dłużej.

-Wiem. Ale chcę wrócić szybko do domu, więc wysadzisz mnie wcześniej?

-A co, mała Clare nie ma z kim zostać na noc?

-Wiesz, że mój mąż pracuje, Matt. I tak będę się musiała tłumaczyć dlaczego jeszcze mnie nie ma.

-Swoją drogą co Ty robisz z tą całą kasą, Zoe? Przecież chyba nie przynosisz wynagrodzenia z naszych akcji. Peter by się zorientował, nie jest przecież idiotą.

-Za idiotę bym nie wyszła. - zaśmiała się. -Te pieniądze mam na innym koncie, takim na wszelki wypadek. Do domu przynoszę może 500zł więcej niż mam wypłaty. A jak zgarnę biżuterię za 10 tysięcy to po prostu mówię, że kupiłam po okazyjnej cenie. Mam znajomą, która zajmuje się takimi sprawami, więc i idealną wymówkę.

-A nocne wypady jak usprawiedliwiasz?

-Prawie na nie nie chodzę. - wzruszyła ramionami. - A raz na jakiś czas mąż puszcza mnie do znajomej na noc. Często mówię, że do Mii, bo ona zawsze to potwierdzi.

-Czekaj, on zna Mię?

-Taa. - skinęła głową. - No już, przyspiesz.

-Tak jest!

Dziewczyna puściła głośniej radio. Trzy sekundy później oboje rozdzierali gardła próbując naśladować nieznanego wokalistę. Z mizernym skutkiem.

I oto dojechali przed pamiętną piętrową rezydencję z o wiele większą pustką co poprzednio. Patrzyli na chłopaka aktualnie przechodzącego przez bramę i idącego prosto w stronę głównego wejścia.

Matt Wyciągnął dwie karteczki.

-C.A.S.E. Kto niby się tak podpisuje? Ciężko było użyć imienia?

-Wiemy chociaż, że to inicjały. I co więcej, to inicjały dokładnie tego chłopaka.

-Nie łatwiej byłoby go rzeczywiście porwać tak jak chciał Cole? - Matt mruknął pod nosem.

-Może i łatwiej. - ciemnowłosa wzruszyła ramionami. -Może nawet tak zrobimy. Ale na razie musimy sprawdzić, czy te obrazy są w tym domu.

-Okej, okej. Ale powiedz mi jedno. Jak? Jak on to zrobił? To, że ktoś wyciągnął nam obrazy z bagażnika to jeszcze byłbym w stanie zrozumieć, choć w sumie to też nie jest za bardzo możliwe. Ale jak zabrał biżuterię, którą Mia trzymała w plecaku na swoich kolanach?!

-Tego właśnie musimy się dowiedzieć. Więc siedź cicho i szukaj tych obrazów.

Tak zrobił. Zamknął usta w wpatrywał się w tył blondwłosego chłopaka. Ochota na niego mu zdecydowanie nie przeszła, jednak tym razem bardziej zaaferowany był istniejącą sytuacją. Odetchnął głęboko starając się skupić jak najbardziej na zadaniu, gdy blondyn dotarł do drzwi.

Przywitał go lokaj, starszy, w czarnym garniturze i białych rękawiczkach. Zapytał go o coś, a chłopak skinął głową. Trzy razy. Potem wszedł do środka.

Matt sięgnął do plecaka i zaczął spokojnie przeszukiwać go samą dłonią. Wyciągnął dwie lornetki i jedną z nich rzucił na kolana Zoe.

Wiedział gdzie powinien patrzeć, w końcu już po raz drugi wylądował tu ze sprzętem do podglądania przy oczach. Nie szukał pana domu, choć nawet trochę go kusiło. A ten akurat siedział w jadalni i jadł sobie obiad. A może kolację? Nieważne.

W końcu jednak tam spojrzał. I ważne w tej chwili było to, że tuż za blondynem znajdował się obraz w złotej oprawie. Niewątpliwie drogi, a nawet bardzo.

Cóż, może nikt z nas nie był w jadalni, może tego akurat nie wzięliśmy, może..., pomyślał nawet nie bardzo w to wierząc.

I potwierdził swoje przypuszczenia przesuwając lornetką na prawo i co chwilę napotykając kolejne malowidła. Nawet takie, które sam ściągał ze ściany zeszłej nocy.

-Nie ma bata, on ma te obrazy z powrotem. - prychnął pod nosem.

Dziewczyna patrzyła przez lornetkę w skupieniu.

-Ten chłopak...

-Tak, wiem, jest śliczny.

-Nie. Znaczy, nie to. Czy on...

-On co ?

-Oj no spójrz.

Więc spojrzał. Na blondyna siedzącego przed prawie pustym talerzem, do którego podstarzały lokaj coś mówi. Chłopak patrzył na niego pobieżnie nic nie mówiąc, ewentualnie kiwając głową bądź robiąc gest dłonią.

-No co z nim?

-Jak on ma na nazwisko?

Matt podniósł drugą kartkę, którą dostał od Rebecci.

-C.A.S. Eventt. Nie znamy tylko trzech imion. Ale co?

-Kojarzę to nazwisko.

-Rebecca teraz szuka...

-Wiem, ale ja chyba znałam jednego Eventta. Może to był jego ojciec...

-A co? Podobny?

-No trochę. Te włosy. I jakieś takie usposobienie.

-Mhm, w końcu dowiemy się wszystkiego. Coś jeszcze?

-Coś jest z tym chłopakiem...

-To znaczy co?

-Nie wiem, ale zamierzam się tego dowiedzieć. Mamy czas. Mamy w końcu wojnę, prawda?


-Mhm. A na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone.




~~~


Zmieniłam w zasadzie cały wygląd bloga i jestem bardzo zadowolona z efektu, który na pewno się już drastycznie nie zmieni. Może ewentualnie jakieś drobne modyfikacje. 
Zrobiłam to po to, żeby mieć motywację i chyba mi się udało. Przynajmniej na razie. To, że rozdziały nie będą pojawiać się aż tak często nie będzie wynikiem mojego braku motywacji, ale bardziej braku czasu. No cóż, zdarza się ;d
Ale będę się starać, to mogę obiecać.