Zmywanie grubej warstwy make-upu wcale
nie zajmowało tak wiele czasu. Przynajmniej nie więcej niż po 7
minut na każdego.
Scott i James trzymali na twarzach
fluidowe maski najdłużej – zabawnym dla nich było czasem patrząc
razem w lustro i widzieć dwie zupełnie różne osoby. Choć nigdy
nie byliby w stanie zaprzeczyć, że fakt posiadania brata bliźniaka
jest jedną z najlepszych rzeczy, jaka ich spotkała. Zawsze mogli
być „w dwóch miejscach naraz” i nawet gdy żona zobaczyłaby
swojego męża z inną – czyż nie mógłby po prostu skłamać, że
jest tym drugim? Ale do posiadania żony im obu było jeszcze bardzo
daleko, więc wykorzystywali to na zupełnie innych płaszczyznach.
Na przykład w trójkątach. Nazywali
to „tt” (twins telephaty) i była to chyba ich
ulubiona zabawa. Wracając do trójkątów – chłopaki posiadali
zupełnie odmienny styl co do zewnętrza jak i też co do wnętrza
swojej 'ofiary', tak więc nie było to najłatwiejsze znaleźć taką
osobę (kobietę lub mężczyznę), która byłaby w stanie zadowolić
ich obu. A tak rozdzielając się zawsze mogli to poczuć, ten taki
dziwny impuls, dziwny instynkt, który zdążyli sobie nazwać. Bez
tego szło by im o połowę dłużej, bo gdyby się rozdzielili to
potem musieliby się wzajemnie szukać tylko po to, by ten drugi
stwierdził, że jednak jest na nie to co? Czas, czas, czas.
Ale makijaż w końcu zniknął z ich
pięknych twarzyczek, które z każdą sekundą stawały się coraz
bardziej do siebie podobne, a po ich chwilowej inności pozostały
już tylko brudne waciki.
W pokoju w tym czasie grała tylko
cicha muzyka, niezakłócana żadnym ludzkim głosem. Bardziej
dlatego, że żadne z nich nie chciało nic mówić, przynajmniej do
rana. Wiedzieli, że muszą się z obecną sytuacją przespać,
pomyśleć na spokojnie i dopiero wtedy będą mogli zacząć robić
coś w którymkolwiek kierunku.
***
-Dlaczego zawsze ja?
Matt syknął pod nosem z wielkim
wyrzutem pakując się do samochodu. Usiadł za kierownicą i czekał
aż ciemnowłosa dziewczyna zajmie miejsce obok.
-Bo nie umiesz losować durnych pałeczek. - uśmiechnęła
się leciutko.
-Tak samo jak Ty!
-Ale ja nie narzekam. No już, ruszaj
tym autem. I tak trafiła nam się łatwa robota, spędzimy tam
najwyżej 15 minut i będziemy mogli wrócić.
-Nawet dojazd potrwa dłużej.
-Wiem. Ale chcę wrócić szybko do
domu, więc wysadzisz mnie wcześniej?
-A co, mała Clare nie ma z kim zostać
na noc?
-Wiesz, że mój mąż pracuje, Matt. I
tak będę się musiała tłumaczyć dlaczego jeszcze mnie nie ma.
-Swoją drogą co Ty robisz z tą całą
kasą, Zoe? Przecież chyba nie przynosisz wynagrodzenia z naszych
akcji. Peter by się zorientował, nie jest przecież idiotą.
-Za idiotę bym nie wyszła. - zaśmiała
się. -Te pieniądze mam na innym koncie, takim na wszelki wypadek. Do domu przynoszę może 500zł więcej niż mam wypłaty. A jak
zgarnę biżuterię za 10 tysięcy to po prostu mówię, że kupiłam
po okazyjnej cenie. Mam znajomą, która zajmuje się takimi
sprawami, więc i idealną wymówkę.
-A nocne wypady jak usprawiedliwiasz?
-Prawie na nie nie chodzę. - wzruszyła
ramionami. - A raz na jakiś czas mąż puszcza mnie do znajomej na
noc. Często mówię, że do Mii, bo ona zawsze to potwierdzi.
-Czekaj, on zna Mię?
-Taa. - skinęła głową. - No już,
przyspiesz.
-Tak jest!
Dziewczyna puściła głośniej radio.
Trzy sekundy później oboje rozdzierali gardła próbując
naśladować nieznanego wokalistę. Z mizernym skutkiem.
I oto dojechali przed pamiętną
piętrową rezydencję z o wiele większą pustką co poprzednio.
Patrzyli na chłopaka aktualnie przechodzącego przez bramę i
idącego prosto w stronę głównego wejścia.
Matt Wyciągnął dwie karteczki.
-C.A.S.E. Kto niby się tak podpisuje?
Ciężko było użyć imienia?
-Wiemy chociaż, że to inicjały. I co
więcej, to inicjały dokładnie tego chłopaka.
-Nie łatwiej byłoby go rzeczywiście
porwać tak jak chciał Cole? - Matt mruknął pod nosem.
-Może i łatwiej. - ciemnowłosa
wzruszyła ramionami. -Może nawet tak zrobimy. Ale na razie musimy
sprawdzić, czy te obrazy są w tym domu.
-Okej, okej. Ale powiedz mi jedno. Jak?
Jak on to zrobił? To, że ktoś wyciągnął nam obrazy z bagażnika
to jeszcze byłbym w stanie zrozumieć, choć w sumie to też nie
jest za bardzo możliwe. Ale jak zabrał biżuterię, którą Mia
trzymała w plecaku na swoich kolanach?!
-Tego właśnie musimy się dowiedzieć.
Więc siedź cicho i szukaj tych obrazów.
Tak zrobił. Zamknął usta w wpatrywał
się w tył blondwłosego chłopaka. Ochota na niego mu zdecydowanie
nie przeszła, jednak tym razem bardziej zaaferowany był istniejącą
sytuacją. Odetchnął głęboko starając się skupić jak
najbardziej na zadaniu, gdy blondyn dotarł do drzwi.
Przywitał go lokaj, starszy, w czarnym
garniturze i białych rękawiczkach. Zapytał go o coś, a chłopak
skinął głową. Trzy razy. Potem wszedł do środka.
Matt sięgnął do plecaka i zaczął
spokojnie przeszukiwać go samą dłonią. Wyciągnął dwie lornetki
i jedną z nich rzucił na kolana Zoe.
Wiedział gdzie powinien patrzeć, w
końcu już po raz drugi wylądował tu ze sprzętem do podglądania
przy oczach. Nie szukał pana domu, choć nawet trochę go kusiło. A
ten akurat siedział w jadalni i jadł sobie obiad. A może kolację?
Nieważne.
W końcu jednak tam spojrzał. I ważne
w tej chwili było to, że tuż za blondynem znajdował się obraz w
złotej oprawie. Niewątpliwie drogi, a nawet bardzo.
Cóż, może nikt z nas nie był w
jadalni, może tego akurat nie wzięliśmy, może..., pomyślał
nawet nie bardzo w to wierząc.
I potwierdził swoje przypuszczenia
przesuwając lornetką na prawo i co chwilę napotykając kolejne
malowidła. Nawet takie, które sam ściągał ze ściany zeszłej
nocy.
-Nie ma bata, on ma te obrazy z
powrotem. - prychnął pod nosem.
Dziewczyna patrzyła przez lornetkę w
skupieniu.
-Ten chłopak...
-Tak, wiem, jest śliczny.
-Nie. Znaczy, nie to. Czy on...
-On co ?
-Oj no spójrz.
Więc spojrzał. Na blondyna siedzącego
przed prawie pustym talerzem, do którego podstarzały lokaj coś
mówi. Chłopak patrzył na niego pobieżnie nic nie mówiąc,
ewentualnie kiwając głową bądź robiąc gest dłonią.
-No co z nim?
-Jak on ma na nazwisko?
Matt podniósł drugą kartkę, którą
dostał od Rebecci.
-C.A.S. Eventt. Nie znamy tylko trzech
imion. Ale co?
-Kojarzę to nazwisko.
-Rebecca teraz szuka...
-Wiem, ale ja chyba znałam jednego
Eventta. Może to był jego ojciec...
-A co? Podobny?
-No trochę. Te włosy. I jakieś takie
usposobienie.
-Mhm, w końcu dowiemy się
wszystkiego. Coś jeszcze?
-Coś jest z tym chłopakiem...
-To znaczy co?
-Nie wiem, ale zamierzam się tego
dowiedzieć. Mamy czas. Mamy w końcu wojnę, prawda?
-Mhm. A na wojnie i w miłości
wszystkie chwyty dozwolone.
~~~
Zmieniłam w zasadzie cały wygląd bloga i jestem bardzo zadowolona z efektu, który na pewno się już drastycznie nie zmieni. Może ewentualnie jakieś drobne modyfikacje.
Zrobiłam to po to, żeby mieć motywację i chyba mi się udało. Przynajmniej na razie. To, że rozdziały nie będą pojawiać się aż tak często nie będzie wynikiem mojego braku motywacji, ale bardziej braku czasu. No cóż, zdarza się ;d
Ale będę się starać, to mogę obiecać.
Zrobiłam to po to, żeby mieć motywację i chyba mi się udało. Przynajmniej na razie. To, że rozdziały nie będą pojawiać się aż tak często nie będzie wynikiem mojego braku motywacji, ale bardziej braku czasu. No cóż, zdarza się ;d
Ale będę się starać, to mogę obiecać.
Bardzo przyjemnie czyta mi się twojego bloga. Czekam na następny rozdział! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń