sobota, 5 października 2013

Rozdział 1


Co za dzień, mruknął do siebie kruczowłosy chłopak ze znudzeniem, wchodząc do własnego pokoju i padając ciężko na łóżko. Przymknął oczy i wtulił twarz w poduszkę, marząc już tylko o tym, by zapaść w cudowny, magiczny sen.

Wszystko pewnie potoczyłoby się gładko, gdyby nie fakt, iż jego współlokatorami, a zarazem najlepszymi przyjaciółmi byli bliźniacy, których przybycie chłopaka niezmiernie ucieszyło.

Nie musiały minąć nawet trzy sekundy, by dwaj roześmiani młodzieńcy unieśli łoże, a spokojnie spoczywający na nim brunet spadł z hukiem na podłogę.

Co za dzień, powtórzył w duchu. Nawet we własnym domu nie ma szans na odpoczynek.

Leżał na zimnych panelach nawet nie otwierając oczu. Może by i zasnął, gdyby nie fakt, iż dwójka ciemnowłosych chłopaków - tych samych, którzy pozbawili go miękkiej pościeli - zrobiła sobie z jego pleców co najmniej kanapę. Nie, żeby nie lubił leżących na nim facetów, co to to nie, ale akurat tych dwoje bardzie próbowało zrobić z jego życia koszmar, niż wysłać go to krainy przyjemności.

-Matt, jak tam dzionek minął? - zapytał jeden.

-Jesteś strasznie spięty. - mruknął drugi.

-I niewygodny.

-Taak, powinieneś coś z tym zrobić.

-Koniecznie.

-To nie jest dobre dla zdrowia.

-I wyglądu.

Zawsze to robili, a Matta zawsze doprowadzało to do białej gorączki. Pewnie już lata temu uciekł by od nich gdzie pieprz rośnie, gdyby nie fakt, iż byli cholernie dobrzy w tym, na czym mu najbardziej zależało. I akurat im mógł ufać - zaufanie w ich pracy było priorytetem, a na dodatek znalezienie osób, kolejnych osób, którym mógłby zaufać niemalże graniczyło z cudem.

-Bylibyście łaskawi ze mnie zejść? - zapytał zirytowanym głosem.

Obaj zagwizdali z uśmiechami.

-Jaki nerwowy.

-Nasza królewna się wściekła.

-Dawno nie nosił już różowych sukieneczek.

-No tak, on przecież woli coś w bardziej tęczowych odcieniach.

-Bardzo, ale to bardzo zabawne. - przerwał im starając się wydostać.

Jednak on sam był drobny jak na swoje dziewiętnaście lat, a dwóch dwudziestotrzyletnich mężczyzn cóż... mieli po prostu przewagę.

-Taki malutki.

-Taki chudziutki.

-No zejdźcie.

-Miałeś ciężki dzień?

-Chcesz nam opowiedzieć?

Wtedy Matt zdał sobie sprawę, że jeżeli nie opowie o swoim dniu, to jego resztę spędzi wciśnięty w podłogę, bo kto jak kto, ale James i Scott nigdy nie zostawiają tematu, dopóki nie zostanie on całkowicie wyczerpany.

-Opowiem, jeżeli ze mnie zejdziecie.

Mruknął, bo tylko żądza otrzymania jakichś korzyści była w stanie zmusić bliźniaków do opuszczenia tak wygodnego miejsca, jakim były jego plecy.

-A stąd nam nie dasz rady powiedzieć?

-Nie.

-Na pewno?

-Nie.

-Czyli dasz?

-Nie!

Obaj jak na gwizdek skrzyżowali ramiona na piersi.

-Nie umiesz się bawić.

Powiedział obrażony James, po czym równo z bratem opuścił mattowe plecy. Chłopak mógł odetchnąć z ulgą, ale i tak nie zamierzał wstawać. Plecy trochę go bolały, ale przynajmniej aż tak nie chciało mu się spać.

-Co się stało, królewno?

-Przyznaj się komuś, że jesteś gejem, a masz efekty. - Matt uderzył lekko głową o podłogę. Trzy razy.

-Nie rób tak, bo jeszcze Cię główka rozboli.

-James, nie mów, że moja główka cokolwiek Cię obchodzi.

-Czasami się przydaje – chłopak wzruszył ramionami. - No gadaj.

-Rzucił Cię chłopak? - spytał Scott.

-Nie udało Ci się nikogo okraść? - Ciągnął James.

-Rzucił Cię chłopak i z rozpaczy nie udało Ci się nikogo okraść?

-Nie ma to jak wiara w człowieka. - załamał się.

Boże, daj mi cierpliwość anielską, błagał w duchu.

-Nie.

Obydwoje usiedli naprzeciwko niego i patrzyli jakby w końcu powiedział coś ciekawego.

-Jakaś nowość. - uśmiechnął się wyższy.

Matt nie był pewien, czy kiedykolwiek spotkał tak dziwnych bliźniaków. Rozróżniał ich, po trzech latach już się nauczył. Obaj mieli zielone oczy i brązowe włosy. Ale James był odrobinkę wyższy i jego włosy zawsze układały się bardziej na prawą stronę, a Scotta na lewą. W dodatku Scott był odrobinkę bledszy. Na upartego mógłby podać jeszcze kilka różnic, ale to zawsze mu wystarczało i starał się nie brnąć w to dalej.

-Naprawdę myślicie, że tylko chłopak albo nieudolna kradzież mogły spowodować mój zły humor?

-Tak.

Powiedzieli chórem, utwierdzając bruneta w przekonaniu, że naprawdę nic nie jest w stanie już go dobić.

-Więc co się stało?

-Chłopak, który mi się spodobał, no... okazało się, że ma żonę, więc zabrałem mu portfel, a się okazało, że palant nie miał więcej niż 20 funtów i ani jednej karty kredytowej. - chłopak skrzywił się nieznacznie i wyrzucił z kieszeni brudny, brązowy portfel.

-Biedactwo.

-Przytulić Cię?

-Pocieszyć?

-Dać spokój. - przerwał jak na rozkaz.

Bliźniacy równo pokręcili głowami.

-Nie chcesz posłuchać wieści, królewno?

No, to już brzmiało trochę ciekawiej.

-Wieści? Niby jakich?

-Spodoba Ci się.

-Oj i to bardzo.

-No mówcie.

Chłopaki zawsze musieli przedłużać, a Mattowi nie wydawało się nawet, że cokolwiek mogłoby go naprawdę uszczęśliwić.

A bliźniacy zwykle na pocieszenie gadali o ich pierwszym wspólnym napadzie, albo tym, w którym Matt zgubił spodnie, ewentualnie p tym, jak przez przypadek podpalili sobie nawzajem tyłki i leczyli je w pobliskim strumyku. Fakt, że Matt był przy każdej z tych akcji oraz to, że powtarzali owe historie często, jakoś niewiele zmieniał, bo i tak zawsze się z tego śmiali.

-Mia dzwoniła. - powiedział Scott.

-I?

-I ma dla Ciebie dobrą wiadomość.

-A mianowicie?

-Pamiętasz tą posiadłość na Chambers Street? Właśnie ktoś się tam wprowadził.
Czarne oczy Matta zaświeciły się w ułamku sekundy. Chłopak jak na rozkaz wstał i odzyskał energię, no, przynajmniej jej część. W głowie przeleciały mu tysiące myśli, a sam czuł się jak nowo narodzony.


-Szykuje się niezły napadzik. - powiedział z uśmiechem.





~~~


No, to pierwsze koty za płoty ;>
Wiem, że ten rozdział różni się od prologu, ale ogólnie rozdziały będą bardziej takie jak właśnie ten. 
To do następnego ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz