Co za dzień, mruknął do
siebie kruczowłosy chłopak ze znudzeniem, wchodząc do własnego
pokoju i padając ciężko na łóżko. Przymknął oczy i wtulił
twarz w poduszkę, marząc już tylko o tym, by zapaść w cudowny,
magiczny sen.
Wszystko pewnie potoczyłoby się
gładko, gdyby nie fakt, iż jego współlokatorami, a zarazem
najlepszymi przyjaciółmi byli bliźniacy, których przybycie
chłopaka niezmiernie ucieszyło.
Nie musiały minąć nawet trzy
sekundy, by dwaj roześmiani młodzieńcy unieśli łoże, a
spokojnie spoczywający na nim brunet spadł z hukiem na podłogę.
Co za dzień, powtórzył w
duchu. Nawet we własnym domu nie ma szans na odpoczynek.
Leżał na zimnych panelach nawet nie
otwierając oczu. Może by i zasnął, gdyby nie fakt, iż dwójka
ciemnowłosych chłopaków - tych samych, którzy pozbawili go
miękkiej pościeli - zrobiła sobie z jego pleców co najmniej
kanapę. Nie, żeby nie lubił leżących na nim facetów, co to to
nie, ale akurat tych dwoje bardzie próbowało zrobić z jego życia
koszmar, niż wysłać go to krainy przyjemności.
-Matt, jak tam dzionek minął? -
zapytał jeden.
-Jesteś strasznie spięty. - mruknął
drugi.
-I niewygodny.
-Taak, powinieneś coś z tym zrobić.
-Koniecznie.
-To nie jest dobre dla zdrowia.
-I wyglądu.
Zawsze to robili, a Matta zawsze
doprowadzało to do białej gorączki. Pewnie już lata temu uciekł
by od nich gdzie pieprz rośnie, gdyby nie fakt, iż byli cholernie
dobrzy w tym, na czym mu najbardziej zależało. I akurat im mógł
ufać - zaufanie w ich pracy było priorytetem, a na dodatek
znalezienie osób, kolejnych osób, którym mógłby zaufać niemalże
graniczyło z cudem.
-Bylibyście łaskawi ze mnie zejść?
- zapytał zirytowanym głosem.
Obaj zagwizdali z uśmiechami.
-Jaki nerwowy.
-Nasza królewna się wściekła.
-Dawno nie nosił już różowych
sukieneczek.
-No tak, on przecież woli coś w
bardziej tęczowych odcieniach.
-Bardzo, ale to bardzo zabawne. -
przerwał im starając się wydostać.
Jednak on sam był drobny jak na swoje
dziewiętnaście lat, a dwóch dwudziestotrzyletnich mężczyzn
cóż... mieli po prostu przewagę.
-Taki malutki.
-Taki chudziutki.
-No zejdźcie.
-Miałeś ciężki dzień?
-Chcesz nam opowiedzieć?
Wtedy Matt zdał sobie sprawę, że
jeżeli nie opowie o swoim dniu, to jego resztę spędzi wciśnięty
w podłogę, bo kto jak kto, ale James i Scott nigdy nie zostawiają
tematu, dopóki nie zostanie on całkowicie wyczerpany.
-Opowiem, jeżeli ze mnie zejdziecie.
Mruknął, bo tylko żądza otrzymania
jakichś korzyści była w stanie zmusić bliźniaków do opuszczenia
tak wygodnego miejsca, jakim były jego plecy.
-A stąd nam nie dasz rady powiedzieć?
-Nie.
-Na pewno?
-Nie.
-Czyli dasz?
-Nie!
Obaj jak na gwizdek skrzyżowali
ramiona na piersi.
-Nie umiesz się bawić.
Powiedział obrażony James, po czym
równo z bratem opuścił mattowe plecy. Chłopak mógł odetchnąć
z ulgą, ale i tak nie zamierzał wstawać. Plecy trochę go bolały,
ale przynajmniej aż tak nie chciało mu się spać.
-Co się stało, królewno?
-Przyznaj się komuś, że jesteś
gejem, a masz efekty. - Matt uderzył lekko głową o podłogę. Trzy
razy.
-Nie rób tak, bo jeszcze Cię główka
rozboli.
-James, nie mów, że moja główka
cokolwiek Cię obchodzi.
-Czasami się przydaje – chłopak
wzruszył ramionami. - No gadaj.
-Rzucił Cię chłopak? - spytał
Scott.
-Nie udało Ci się nikogo okraść? -
Ciągnął James.
-Rzucił Cię chłopak i z rozpaczy nie
udało Ci się nikogo okraść?
-Nie ma to jak wiara w człowieka. -
załamał się.
Boże, daj mi cierpliwość
anielską, błagał w duchu.
-Nie.
Obydwoje usiedli
naprzeciwko niego i patrzyli jakby w końcu powiedział coś
ciekawego.
-Jakaś nowość. -
uśmiechnął się wyższy.
Matt nie był
pewien, czy kiedykolwiek spotkał tak dziwnych bliźniaków.
Rozróżniał ich, po trzech latach już się nauczył. Obaj mieli
zielone oczy i brązowe włosy. Ale James był odrobinkę wyższy i
jego włosy zawsze układały się bardziej na prawą stronę, a
Scotta na lewą. W dodatku Scott był odrobinkę bledszy. Na upartego
mógłby podać jeszcze kilka różnic, ale to zawsze mu wystarczało
i starał się nie brnąć w to dalej.
-Naprawdę
myślicie, że tylko chłopak albo nieudolna kradzież mogły
spowodować mój zły humor?
-Tak.
Powiedzieli chórem,
utwierdzając bruneta w przekonaniu, że naprawdę nic nie jest w
stanie już go dobić.
-Więc co się
stało?
-Chłopak, który
mi się spodobał, no... okazało się, że ma żonę, więc
zabrałem mu portfel, a się okazało, że palant nie miał więcej
niż 20 funtów i ani jednej karty kredytowej. - chłopak skrzywił
się nieznacznie i wyrzucił z kieszeni brudny, brązowy portfel.
-Biedactwo.
-Przytulić Cię?
-Pocieszyć?
-Dać spokój. -
przerwał jak na rozkaz.
Bliźniacy równo
pokręcili głowami.
-Nie chcesz
posłuchać wieści, królewno?
No, to już
brzmiało trochę ciekawiej.
-Wieści? Niby
jakich?
-Spodoba Ci się.
-Oj i to bardzo.
-No mówcie.
Chłopaki zawsze
musieli przedłużać, a Mattowi nie wydawało się nawet, że
cokolwiek mogłoby go naprawdę uszczęśliwić.
A bliźniacy zwykle
na pocieszenie gadali o ich pierwszym wspólnym napadzie, albo tym, w
którym Matt zgubił spodnie, ewentualnie p tym, jak przez przypadek
podpalili sobie nawzajem tyłki i leczyli je w pobliskim strumyku.
Fakt, że Matt był przy każdej z tych akcji oraz to, że powtarzali
owe historie często, jakoś niewiele zmieniał, bo i tak zawsze się
z tego śmiali.
-Mia dzwoniła. -
powiedział Scott.
-I?
-I ma dla Ciebie
dobrą wiadomość.
-A mianowicie?
-Pamiętasz tą
posiadłość na Chambers Street? Właśnie ktoś się tam
wprowadził.
Czarne oczy Matta
zaświeciły się w ułamku sekundy. Chłopak jak na rozkaz wstał i
odzyskał energię, no, przynajmniej jej część. W głowie
przeleciały mu tysiące myśli, a sam czuł się jak nowo narodzony.
-Szykuje się
niezły napadzik. - powiedział z uśmiechem.
~~~
No, to pierwsze koty za płoty ;>
Wiem, że ten rozdział różni się od prologu, ale ogólnie rozdziały będą bardziej takie jak właśnie ten.
To do następnego ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz