niedziela, 13 października 2013

Rozdział 2


Faza Pierwsza każdej akcji, dla każdej grupy przestępczej powinna być rozpoznaniem. To było jakby wpisane w nieistniejący kodeks, który każdy szanujący się złodziej znać powinien. Wiadomo, trzeba było szukać odpowiedzi na pytania: co? gdzie? jak? kiedy? I dopiero po znalezieniu takowych rozwiązań można było przechodzić do fazy drugiej.

No, jeszcze zebranie grupy, ale z tym Matt nigdy nie miał problemów, bo ich paczka była stała i to działanie odbywało się automatycznie.

Ale rozpoznanie i tak zawsze zrzucali na fazę drugą, ustępując miejsca czemuś znacznie bardziej przyjemnemu i rozluźniającemu. Czemuś, co nastawiało ich pozytywnie na pracę i pozwalało oderwać się od codzienności.

A tym czymś była impreza.


-Cześć, skarbie. Może coś do picia?

Matt niepewnie podniósł wzrok na stojącego nad nim ciemnego blondyna. Sam siedział przy barze bez żadnego drinka, czego powodem było opróżnienie wcześniej kilku kieliszków. W zasadzie niewiele mówił, jego myśli bowiem pogrążone były w alternatywnym świecie, daleko od dudniącej muzyki, którą na ogół uwielbiał.

Zlustrował chłopaka dokładnie. Wyższy od niego samego, nie najgorsza postura, włosy trochę za krótkie, ale ładny uśmiech.

W skali od jednego do dziesięciu zasłużył na mocne 6. - stwierdził w myślach. Ale to i tak dla niego było dobrze. Nie spotkał jeszcze nikogo, komu śmiałby z czystym sumieniem dać 10.


Jednym z punktów zabawy był zakład jego i Mii. Odwieczna rywalizacja, któremu z nich uda się wyhaczyć największe ciasteczko imprezy.

Obcisłe rurki Matta, czy skórzaną sukienka Mii, co zrobi na przystojniaku większe wrażenie? Oto rozpoczyna się walka, wszystkie ruchy dozwolone, ale każdy krok może być ostatnim.” - tak z ich zakładu śmiał się zawsze Scott, mówiąc podobne zdania na każdej kolejnej imprezie.

-Wybacz, czekam na kogoś, ale może potem się skuszę. - odparł mimochodem.
Częściowo było to prawdą. Czekał na Mię, z którą miał obstawić cel na dziś, a potem owy cel zaciągnąć do łóżka.

Matt, Scott, James, Mia, Zoe, Rebecca, Cole, Davis – to właśnie ekipa.


I jak na razie można było dojrzeć siedmiu z ośmiu w środku Camberri*, której jasny szyld wabił nawet ludzi z sąsiednich miast. I z sąsiednich miast sąsiednich miast.

Tylko jedna dziewczyna zawsze zostawała w domu i nie miała nic do gadania. Rebecca. No cóż tak bywa, jak się ma skończone zaledwie 14 lat. I już takie osiągnięcia. - mówił zawsze Matt – Napady, rabunki... Niegrzeczne dziewczę. Że rodzice nigdy się nie domyślili. A po studiach oboje.

-Masz już jakąś propozycję? - usłyszał za sobą znajomy głos.

No tak, nie ma to jak skradanie się. I to w klubie. Gdyby nie fakt, iż podkradanie się od tyłu i celowe próby wystraszenia nie były w jego pracy czymś normalnym, pewnie nie ustrzegłby się przed „nerwowym podskokiem”. Ale już był przyzwyczajony i nie miał z tym absolutnie żadnego problemu.

-Nie, nie mam.

Dziewczyna zmarszczyła brwi.

-Ten przy pierwszym stole po lewej jest niezły.

-E... Jakoś 7/10.

-Nie bądź już taki drobiazgowy, królewno.

Czy już nikt nie nazwie mnie chociaż księciem? - wywrócił oczami.

-Dobra, 7,25.

Zaśmiała się tym swoim idealnie wysokim, kobiecym głosikiem. Popatrzył na jej usta. Uwielbiał ją w czerwonej szmince. Białe zęby były doskonale widoczne, dodawało jej to drapieżności i seksapilu... No, gdyby Matt nie był gejem, z pewnością byłaby pierwszą kobietą, której chciałby się dobrać do majtek.

-No może racja. To... Może... Ten... Ym... Tam przy ladzie... - uśmiechnęła się.

Chłopak niepewnie podniósł wzrok na miejsce, które wskazała mu przyjaciółka. Zamyślił się, potem krótko zaśmiał.

-Rudy?!

-Ale ładny. Z 8/10 powinien dostać.

-Na pewno nie tyle. Nie aż tyle.

-A ile według Ciebie?

-7,5/10.

-7,75 – targowała się z uśmiechem.

-Dobra.

-Chyba że widzisz coś lepszego?

Rozejrzał się jeszcze raz. Dupa.

-Nie.

-To załatwione.

Nawet już nie chciało mu się sprzeczać. Zresztą Mia jeszcze odziała czerwoną sukienkę, w której zdecydowanie mogła być pewna siebie. I była... Na tych swoich szpileczkach...

Ale zgodnie z zasadami poszli na parkiet i czekali aż przystojniak pójdzie za nimi. To dziwne, że wystarczało kilka spojrzeń i chłopak już leciał niczym wzywany przez siły wyższe.

Oboje mieli go przez kilka niezłych piosenek, ale bądź co bądź Matt wciąż gdzieś uciekał myślami, choć starał się, a starał się bardzo, być obecny i... No, rudzielec poszedł tam, gdzie miał więcej uwagi.

Szlag by to trafił moje roztargnienie. - Prychnął widząc jak Mia zabiera się z ciachem do wyjścia. Miał się tu bawić. I to bawić się zajebiście.

Nie no, niedługo obrabujemy TO miejsce, chyba na imprezie nie będę się upijać. Bez seksu nie będzie zabawy. - stwierdził sam do siebie i zaczął się po raz kolejny rozglądać po klubie. Tym razem o wiele intensywniej i nawet obniżając trochę poprzeczkę.

Naprawdę nie przywiało nikogo niezwykłego.. Zupełnie nikogo. - dodał lekko załamany.

Ale jak każdy szanujący się złodziej miał plan B. Musiał mieć plan B. Bez tego nie można się obejść.

Usiadł na swoim starym miejscu przy barze odnajdując wzrokiem jednego chłopaka.

-Propozycja wciąż aktualna? - zapytał blondyna, który ni stąd ni zowąd pojawił się obok.

Ten, no widocznie zdziwił się na jego widok, bo źrenice rozszerzyły się dwukrotnie i nawet w klubowym oświetleniu nikt nie miał prawa mieć wątpliwości, że właśnie tak się stało.

-Myślałem, że byłeś z kimś umówiony. - mruknął udając obrażonego.

Jednak na Matt'cie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia i starał się kontynuować rozmowę. Teraz to było najlepsze wyjście.

-Z przyjaciółką. Już poszła. - uśmiechnął się. - Matt. - wyciągnął dłoń.

-Will. - chłopak odpowiedział tym samym.

Całkiem przyjemna – pomyślał. - Już jest mój.

-To co chcesz do picia? Chyba, że od razu przejdziemy do rzeczy? - blondyn lekko się przysunął.

-Najpierw przystawka, potem danie główne. Whisky.

-Dwa razy. - powiedział do barmana.

Mało co na trzeźwo smakuje tak, jak po kilku kieliszkach. Oczywiście tylu, by zachować normalny stan umysłu. Lubił pamiętać w jakim i czyim łóżku się budzi i mniej więcej jak wrócić do domu.

Jednak nie wypił tyle ile zamierzał, bo dłonie Willa szybko znalazły się na jego twarzy przyciągając go do całkiem namiętnego pocałunku. Nie opierał się rzecz jasna.

A Matt miał ogromną słabość do całowania. Choć przecież nie jest to coś niezwykłego, jednak dla niego czasami było to nawet lepsze od obciągania. Co nawet jego zdawało się dziwić. Szybko się w tym zatracał i zapominał co się dzieje wokół. Czasami uwielbiał ten stan, lecz chwilami go nienawidził.

Tak oderwał chociaż po części myśli od świata alternatywnego.

Usta Willa były średnio słodkie, ale przynajmniej czuł na nich alkohol, który nadrabiał braki w technice blondyna. Cóż, na ten moment to wystarczało.

-Do mnie czy do Ciebie? - zapytał odrywając się od bruneta.

-Do Ciebie. - odpowiedział Matt automatycznie.

Niepisana zasada – nigdy, przenigdy nie zapraszał żadnego chłopaka do siebie. Nigdy.



Camberra* - nazwa wymyślona, sama nie wiem czemu, jakoś tak wyszło.





~~~



No, to witam przy rozdziale numer 2 ^^ Zakładka ze zdjęciami postaci będzie uzupełniana z każdą kolejną, już się wzbogaciła.
Nie wiem kiedy będzie następny, zobaczy się. Do następnego ;)

1 komentarz:

  1. Witaj~ ^^
    dawno w sumie nie czytałam żadnego yaoica, chyba brak czasu. Tak sobie właśnie przewijam zdjęcia Draco jak ja Cię kocham i patrze Melanie dodała post z blogiem. A włączę. No i zakochałam się w tym odpowiadaniu. Jest na prawdę z głową. Blondyn.. od razu kojarzy mi się z Kise.:3
    Tu się nie ma nawet do czego przyczepić, jest wspaniale.
    Czekam na kolejne rozdziały i dodaje do ulubionych. :)
    pozdrawiam, Nunu. ver Kręci mnie anime.

    + mogłabym prosić o wyłączenie weryfikacji obrazkowej? ^^

    OdpowiedzUsuń