piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 7


Noc była młoda, tak samo jak grupa ludzi czających się pod jednym z domów willowych. Na chłopaku chodzącym bardzo spokojnie, powoli i z podniesioną głową wisiała dziewczyna wyglądająca na pannę lekkich obyczajów, łapała się jego ramienia, chichrała. Wyglądała również na pijaną.

-Pan domu śpi. Matt i Mia, wejdźcie dachem. Scott oknem obok , Cole i Davis za Tobą. Zoe i James piwnicą. Bierzcie co się da. - głos najmłodszej dziewczyny rozległ się w słuchawkach. - Matt i Mia, poczatujcie przed pokojem pana domu, potem zajmijcie się jego opróżnianiem.

W zasadzie wiedzieli już to od dawna. Ale Rebecca zawsze powtarzała plan w celu uniknięcie problemów. Miała na wszystko wgląd z samochodu, ale samej jeszcze nie pozwalali jej wchodzić do środka.

Nałożyli czarne maski zasłaniające tylko pół twarzy. Były w ich stałym wyposażeniu, szyte własnoręcznie przez Davisa. Pasowały idealnie do twarzy, nie miały ich przecież do końca zasłaniać, od tego był makijaż.

Matt i Mia spokojnie przeszli przez płot. Właściciel domu nie zdążył jeszcze dobrze zabezpieczyć ogrodu, więc przemierzenie go nie było nawet najmniejszym problemem. Pół minuty i już stali koło głównego wejścia.

Matt spokojnie kucnął, by przyjaciółka mogła wgramolić mu się na plecy. Stanęła na jego ramionach i wyciągnęła ręce na boki, by utrzymać równowagę, gdy chłopak wstawał.

Ulice były zupełnie puste, w willowej okolicy rzadko działo się cokolwiek, zwłaszcza dość późną porą. Wszystkie światła w domach w okolicy były pogaszone, a blask latarni nie zdołał dotrzeć do włamywaczy.

Mia zachwiała się kilka razy na ramionach Matta, jednak jakoś udało jej się złapać rękami najbliższego parapetu. Matt wyciągnął ręce w górę, na których już chwilę później wylądowały jej nogi. Wyższy stopień i szpilki załatwiły wszystko. Bez problemu wdrapała się na parapet. A stamtąd już prosta droga na dach.

Już chwilę później do Matta leciała drabinka z dachu, rzucona przez przyjaciółkę. Chyba wolał w tym wszystkim swój udział, to z zasadzie ona musiała się tam wspinać, a on dostawał już wszystko
na gotowca.

Wspiął się bardzo szybko, nie zwracając uwagi na przejeżdżający niedaleko samochód. W zasadzie dlaczego miałby, przecież i tak nie byłby stamtąd widoczny.

-Szybciej. - syknęła do nich Rebecca.

-No przecież się spieszę. - wywrócił oczami.
Gdy tylko wszedł na dach zaczął zwijać drabinkę, a jego przyjaciółka szybkim ruchem ściągnęła obcasy i włożyła adidasy.

-Rozwal okno. - powiedziała do niego spokojnie.

Kiwnął głową i rozejrzał się dookoła. Było to dość trudne, mało co znajdowało się w zasięgu jego wzroku. Jedynie gwiazdy pozwalały mu dostrzec okno metr od swojego położenia. Zrobił dwa małe kroczki, ściągnął plecak i zaczął go przeszukiwać.

Lina, drabinka, pajączek, nóż, pistolet, pokrowiec na obraz, małe bomby i setki innych zabawek.
Wyciągnął jeden z przedmiotów, przyłożył go do okna. Zakręcił nim dookoła i obserwował jak na szybie pojawia się znajome kółko. To była chyba jego ulubiona zabawka. Zabrał przedmiot wraz z kawałkiem okna i schował z powrotem do plecaka. Włożył dłoń do środka pomieszczenia i stamtąd bez większego trudu otworzył okno.

-Ta-da. - powiedział cicho do swojej wspólniczki, która tylko zaśmiała się bezgłośnie.

-Panie przodem. - dodał jeszcze robiąc jej miejsce i gestem rąk zapraszając do środka.

-Coś takim dżentelmenem się zrobił? - uniosła brwi, po czym bez najmniejszego trudu weszła do środka.

-Mam świetny humor. Wreszcie ograbię ten zasrany dom. - odparł lekko się uśmiechając.

-Czemuś Ty się tak na niego uwziął? - pokręciła głową.

-Kiedyś Ci opowiem.- wzruszył ramionami.

Cała rozmowa nie była głośna, w zasadzie była cichsza niż przeciętny człowiek mógłby powiedzieć o cichej rozmowie. Ale byli już przyzwyczajeni do szeptów i nawet najmniej głośne słowa słyszeli doskonale. Skrzywienie zawodowe.

-Wszyscy są w środku? - oboje usłyszeli spokojny głosik Rebecci.

-Jesteśmy.

-Naturalnie.

-U nas w porządku.

Głosy współpracowników rozeszły się w słuchawkach. Mogliby milczeć, mogli ustalić zasadę 'kogo nie ma niech się odezwie', ale nie wiedzieliby wtedy, że jeden z członków mógłby mieć kłopoty. W ten sposób meldowali, że wszystko jest okej, że misja idzie zgodnie z planem oraz, że sprzęt działa prawidłowo.

Matt i Mia szybko włożyli specjalne okulary załatwione przez Rebeccę. Noktowizory jak zwykle działały świetnie. Chyba zdążyli przyzwyczaić się do oglądania świata w zielonych kolorach.

Zaczęli zabawę.

Na strychu właściciel domu nie trzymał zbyt wielu cennych przedmiotów, jednak wystarczyło trochę pogrzebać, żeby doszukać się kilku drogich drobiazgów.

Dziewczyna zajęła się zgarnianiem rzeczy godnych zwiedzenia jej torby. Wiedzieli, że pewnie w domu będzie dużo biżuterii i innych drobiazgów, więc przedmiotami, które nie były warte tysięcy nawet się nie przejmowali.

Matt w tym czasie powoli otwierał drzwiczki, które mogły sprowadzić ich na dół. Spuścił drabinkę i zaczął powoli schodzić.

-Mia. - szepnął na tyle głośno, by nie miała problemów z usłyszeniem.

Choć nic nie było po niej widać, wiedział, że podświadomie wywróciła oczami. Zarzuciła torbę na ramię i podreptała za przyjacielem.

-Hm, tam są jakieś obrazy. - rzuciła na samym początku.

-Wiem, ale to chyba James, Scott i Davis mieli się zając obrazami. - odparł chłopak idąc w stronę sypialni pana domu.

-Ale mamy te torby, co nam szkodzi, jak już tu jesteśmy?

-Mamy dwie. - westchnął. - No dobra. Ale szybko.

Tym właśnie sposobem w ciągu kilku minut wzbogacili się o kilkaset tysięcy. Byli pewni, że obrazy są drogie, a nie były zbyt duże, zatem noszenie ich nie było żadnym problemem.

W dalszej drodze do swojego celu nie zauważyli niczego godnego uwagi, oprócz obrazów, które stały praktycznie wszędzie. Dopiero stojąc przed wielkimi, dębowymi drzwiami byli pewni, że w środku kryje się coś więcej.

Któż by pomyślał, że mała czarna wsuwka jest w stanie pokonać coś tak wielkiego jak owe drzwi. Wystarczyły do tego sprawne ręce brunetki i lekkie pchnięcie. I już byli na miejscu.

Właściciel domu spokojnie spał, a białe kocisko wylegiwało się w posłaniu pod oknem. Wylegiwało, nie spało. Zdecydowanie nie. Zawarczało jak tylko drzwi się otworzyły.

Mia wstrzymała okrzyk zachwytu. Kobiety.

Matt szturchnął ją w ramię. Dla niego kotek był zagrożeniem. Podszedł i spróbował wziąć malucha na ręce. Jednak musiał zmierzyć się z warczącą i miotającą pazurami bestią zdolną zabić każdego, kto tylko się nawinie.

-Daj mi go. - syknęła cichutko Mia. - Ty nie masz podejścia.

W zasadzie na chwilę oboje zapomnieli o obecności pana domu. Jego sen został zakłócony i na razie tylko przecierał swe cudne oczęta. Kot zaatakował Mię i zaraz po odsunięciu przez nią rąk wskoczył na łózko swojego pana mrucząc głośno.

Blondwłosy chłopak wziął kotka na ręce i wychylił się by zapalić światło.

-Kurwa. - wychrypiał Matt sięgając głęboko do torby.

Wyciągnął pistolet i skierował go w stronę pana domu. Światło się paliło, ale blondyn nawet mając przed oczami dość jasną sytuację nie zaczął krzyczeć. Prychnął jedynie bezgłośnie pod nosem.

-Jeden fałszywy ruch i nie żyjesz. - zagroził Matt uważnie lustrując chłopaka.

Kot zawarczał.

-I trzymaj tę bestię.

Blondyn uśmiechnął się lekko ukazując rząd białych zębów. Przez chwilę Matt i Mia wgapiali się w niego z nieukrywanym zachwytem. A kiedy chłopak pogłaskał kotka, a ten zaczął przymilać się do jego ręki Matt był w stanie usłyszeć swoją przyjaciółkę mówiącą „awww”.

-Zgaś światło i przeszukaj to miejsce. - powiedział Matt całkiem serio.

Dziewczyna bez zająknięcia zrobiła co kazał. Potem zaczęła łazić po pokoju i zbierać co się da. Matt w tym czasie uważnie przyglądał się chłopakowi.

Niewiele było trzeba by podszedł do niego i usiadł mu na kolanach. Kot zawarczał, chłopak dziwnie się spojrzał, ale mając przed nosem pistolet nie ważyłby się wykonać żadnego ruchu.

-Matt! - głos Rebecci w słuchawce był dość donośny.

-No juuż... - odparł chłopak nieco smutno.
.
-Po prawej stronie łóżka jest sejf. - Matt i Mia zniecierpliwiony głos Rebecci.

Dziewczyna podeszła w odpowiednie miejsce.

-Nic tam nie ma. - rzuciła do słuchawki.

Przyłożyła dłonie i zaczęła nimi poruszać badając ścianę.

-Tu nic nie ma.

Matt spojrzał na blondyna.

-Jest tam coś? - zapytał go uprzejmie.


Wyraz twarzy pana domu nie zmienił się nawet o jotę.  



~~~


Cóż, nie wiem czy powinnam się tu jeszcze pokazywać po tej bardzo długiej przerwie. Nie chcę się tłumaczyć, bo nie mam nawet jak. Rozdziały będą pojawiać się raz, dwa razy w miesiącu, z tego względu, że mam też innego bloga, ale tego nie chcę zostawiać. Przepraszam bardzo za te pół roku. A i jeszcze jedno : wygląd bloga może się teraz bardzo często zmieniać, szukam dla niego 'tego czegoś'. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz