Noc była młoda, tak samo jak grupa
ludzi czających się pod jednym z domów willowych. Na chłopaku
chodzącym bardzo spokojnie, powoli i z podniesioną głową wisiała
dziewczyna wyglądająca na pannę lekkich obyczajów, łapała się
jego ramienia, chichrała. Wyglądała również na pijaną.
-Pan domu śpi. Matt i Mia, wejdźcie
dachem. Scott oknem obok , Cole i Davis za Tobą. Zoe i James
piwnicą. Bierzcie co się da. - głos najmłodszej dziewczyny
rozległ się w słuchawkach. - Matt i Mia, poczatujcie przed pokojem
pana domu, potem zajmijcie się jego opróżnianiem.
W zasadzie wiedzieli już to od dawna.
Ale Rebecca zawsze powtarzała plan w celu uniknięcie problemów.
Miała na wszystko wgląd z samochodu, ale samej jeszcze nie
pozwalali jej wchodzić do środka.
Nałożyli czarne maski zasłaniające
tylko pół twarzy. Były w ich stałym wyposażeniu, szyte
własnoręcznie przez Davisa. Pasowały idealnie do twarzy, nie miały
ich przecież do końca zasłaniać, od tego był makijaż.
Matt i Mia spokojnie przeszli przez
płot. Właściciel domu nie zdążył jeszcze dobrze zabezpieczyć
ogrodu, więc przemierzenie go nie było nawet najmniejszym
problemem. Pół minuty i już stali koło głównego wejścia.
Matt spokojnie kucnął, by
przyjaciółka mogła wgramolić mu się na plecy. Stanęła na jego
ramionach i wyciągnęła ręce na boki, by utrzymać równowagę,
gdy chłopak wstawał.
Ulice były zupełnie puste, w willowej
okolicy rzadko działo się cokolwiek, zwłaszcza dość późną
porą. Wszystkie światła w domach w okolicy były pogaszone, a
blask latarni nie zdołał dotrzeć do włamywaczy.
Mia zachwiała się kilka razy na
ramionach Matta, jednak jakoś udało jej się złapać rękami
najbliższego parapetu. Matt wyciągnął ręce w górę, na których
już chwilę później wylądowały jej nogi. Wyższy stopień i
szpilki załatwiły wszystko. Bez problemu wdrapała się na parapet.
A stamtąd już prosta droga na dach.
Już chwilę później do Matta leciała
drabinka z dachu, rzucona przez przyjaciółkę. Chyba wolał w tym
wszystkim swój udział, to z zasadzie ona musiała się tam wspinać,
a on dostawał już wszystko
na gotowca.
Wspiął się bardzo szybko, nie
zwracając uwagi na przejeżdżający niedaleko samochód. W zasadzie
dlaczego miałby, przecież i tak nie byłby stamtąd widoczny.
-Szybciej. - syknęła do nich Rebecca.
-No przecież się spieszę. - wywrócił
oczami.
Gdy tylko wszedł na dach zaczął
zwijać drabinkę, a jego przyjaciółka szybkim ruchem ściągnęła
obcasy i włożyła adidasy.
-Rozwal okno. - powiedziała do niego
spokojnie.
Kiwnął głową i rozejrzał się
dookoła. Było to dość trudne, mało co znajdowało się w zasięgu
jego wzroku. Jedynie gwiazdy pozwalały mu dostrzec okno metr od
swojego położenia. Zrobił dwa małe kroczki, ściągnął plecak i
zaczął go przeszukiwać.
Lina, drabinka, pajączek, nóż,
pistolet, pokrowiec na obraz, małe bomby i setki innych zabawek.
Wyciągnął jeden z przedmiotów,
przyłożył go do okna. Zakręcił nim dookoła i obserwował jak na
szybie pojawia się znajome kółko. To była chyba jego ulubiona
zabawka. Zabrał przedmiot wraz z kawałkiem okna i schował z
powrotem do plecaka. Włożył dłoń do środka pomieszczenia i
stamtąd bez większego trudu otworzył okno.
-Ta-da. - powiedział cicho do swojej
wspólniczki, która tylko zaśmiała się bezgłośnie.
-Panie przodem. - dodał jeszcze robiąc
jej miejsce i gestem rąk zapraszając do środka.
-Coś takim dżentelmenem się zrobił?
- uniosła brwi, po czym bez najmniejszego trudu weszła do środka.
-Mam świetny humor. Wreszcie ograbię
ten zasrany dom. - odparł lekko się uśmiechając.
-Czemuś Ty się tak na niego uwziął?
- pokręciła głową.
-Kiedyś Ci opowiem.- wzruszył
ramionami.
Cała rozmowa nie była głośna, w
zasadzie była cichsza niż przeciętny człowiek mógłby powiedzieć
o cichej rozmowie. Ale byli już przyzwyczajeni do szeptów i nawet
najmniej głośne słowa słyszeli doskonale. Skrzywienie zawodowe.
-Wszyscy są w środku? - oboje
usłyszeli spokojny głosik Rebecci.
-Jesteśmy.
-Naturalnie.
-U nas w porządku.
Głosy współpracowników rozeszły
się w słuchawkach. Mogliby milczeć, mogli ustalić zasadę 'kogo
nie ma niech się odezwie', ale nie wiedzieliby wtedy, że jeden z
członków mógłby mieć kłopoty. W ten sposób meldowali, że
wszystko jest okej, że misja idzie zgodnie z planem oraz, że sprzęt
działa prawidłowo.
Matt i Mia szybko włożyli specjalne
okulary załatwione przez Rebeccę. Noktowizory jak zwykle działały
świetnie. Chyba zdążyli przyzwyczaić się do oglądania świata w
zielonych kolorach.
Zaczęli zabawę.
Na strychu właściciel domu nie
trzymał zbyt wielu cennych przedmiotów, jednak wystarczyło trochę
pogrzebać, żeby doszukać się kilku drogich drobiazgów.
Dziewczyna zajęła się zgarnianiem
rzeczy godnych zwiedzenia jej torby. Wiedzieli, że pewnie w domu
będzie dużo biżuterii i innych drobiazgów, więc przedmiotami,
które nie były warte tysięcy nawet się nie przejmowali.
Matt w tym czasie powoli otwierał
drzwiczki, które mogły sprowadzić ich na dół. Spuścił drabinkę
i zaczął powoli schodzić.
-Mia. - szepnął na tyle głośno, by
nie miała problemów z usłyszeniem.
Choć nic nie było po niej widać,
wiedział, że podświadomie wywróciła oczami. Zarzuciła torbę na
ramię i podreptała za przyjacielem.
-Hm, tam są jakieś obrazy. - rzuciła
na samym początku.
-Wiem, ale to chyba James, Scott i
Davis mieli się zając obrazami. - odparł chłopak idąc w stronę
sypialni pana domu.
-Ale mamy te torby, co nam szkodzi, jak
już tu jesteśmy?
-Mamy dwie. - westchnął. - No dobra.
Ale szybko.
Tym właśnie sposobem w ciągu kilku
minut wzbogacili się o kilkaset tysięcy. Byli pewni, że obrazy są
drogie, a nie były zbyt duże, zatem noszenie ich nie było żadnym
problemem.
W dalszej drodze do swojego celu nie
zauważyli niczego godnego uwagi, oprócz obrazów, które stały
praktycznie wszędzie. Dopiero stojąc przed wielkimi, dębowymi
drzwiami byli pewni, że w środku kryje się coś więcej.
Któż by pomyślał, że mała czarna
wsuwka jest w stanie pokonać coś tak wielkiego jak owe drzwi.
Wystarczyły do tego sprawne ręce brunetki i lekkie pchnięcie. I
już byli na miejscu.
Właściciel domu spokojnie spał, a
białe kocisko wylegiwało się w posłaniu pod oknem. Wylegiwało,
nie spało. Zdecydowanie nie. Zawarczało jak tylko drzwi się
otworzyły.
Mia wstrzymała okrzyk zachwytu.
Kobiety.
Matt szturchnął ją w ramię. Dla
niego kotek był zagrożeniem. Podszedł i spróbował wziąć
malucha na ręce. Jednak musiał zmierzyć się z warczącą i
miotającą pazurami bestią zdolną zabić każdego, kto tylko się
nawinie.
-Daj mi go. - syknęła cichutko Mia. -
Ty nie masz podejścia.
W zasadzie na chwilę oboje zapomnieli
o obecności pana domu. Jego sen został zakłócony i na razie tylko
przecierał swe cudne oczęta. Kot zaatakował Mię i zaraz po
odsunięciu przez nią rąk wskoczył na łózko swojego pana mrucząc
głośno.
Blondwłosy chłopak wziął kotka na
ręce i wychylił się by zapalić światło.
-Kurwa. - wychrypiał Matt sięgając
głęboko do torby.
Wyciągnął pistolet i skierował go w
stronę pana domu. Światło się paliło, ale blondyn nawet mając
przed oczami dość jasną sytuację nie zaczął krzyczeć. Prychnął
jedynie bezgłośnie pod nosem.
-Jeden fałszywy ruch i nie żyjesz. -
zagroził Matt uważnie lustrując chłopaka.
Kot zawarczał.
-I trzymaj tę bestię.
Blondyn uśmiechnął się lekko
ukazując rząd białych zębów. Przez chwilę Matt i Mia wgapiali
się w niego z nieukrywanym zachwytem. A kiedy chłopak pogłaskał
kotka, a ten zaczął przymilać się do jego ręki Matt był w
stanie usłyszeć swoją przyjaciółkę mówiącą „awww”.
-Zgaś światło i przeszukaj to
miejsce. - powiedział Matt całkiem serio.
Dziewczyna bez zająknięcia zrobiła
co kazał. Potem zaczęła łazić po pokoju i zbierać co się da.
Matt w tym czasie uważnie przyglądał się chłopakowi.
Niewiele było trzeba by podszedł do
niego i usiadł mu na kolanach. Kot zawarczał, chłopak dziwnie się
spojrzał, ale mając przed nosem pistolet nie ważyłby się wykonać
żadnego ruchu.
-Matt! - głos Rebecci w słuchawce był
dość donośny.
-No juuż... - odparł chłopak nieco
smutno.
.
-Po prawej stronie łóżka jest sejf.
- Matt i Mia zniecierpliwiony głos Rebecci.
Dziewczyna podeszła w odpowiednie
miejsce.
-Nic tam nie ma. - rzuciła do
słuchawki.
Przyłożyła dłonie i zaczęła nimi
poruszać badając ścianę.
-Tu nic nie ma.
Matt spojrzał na blondyna.
-Jest tam coś? - zapytał go
uprzejmie.
Wyraz twarzy pana domu nie zmienił się
nawet o jotę.
~~~
Cóż, nie wiem czy powinnam się tu jeszcze pokazywać po tej bardzo długiej przerwie. Nie chcę się tłumaczyć, bo nie mam nawet jak. Rozdziały będą pojawiać się raz, dwa razy w miesiącu, z tego względu, że mam też innego bloga, ale tego nie chcę zostawiać. Przepraszam bardzo za te pół roku. A i jeszcze jedno : wygląd bloga może się teraz bardzo często zmieniać, szukam dla niego 'tego czegoś'.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz